Mam wrażenie, że w dwójce poprawność polityczna jest widzowi wciskana mniej subtelnie. Jedynka nie była tak stronnicza. Miało się wrażenie, że celem filmu jest rozbawić widza. W dwójce mam wrażenie, że celem filmu miał być przekaz (żydzi są przesympatyczni, kobiety są uciskane, rednecki to debile, Trump jest zły) i wpływ na politykę. Natomiast nadal było śmiesznie, zwłaszcza w pierwszej połowie filmu.
Szacunek za to, że udało się im wkręcić Guilianiego i jeszcze to upublicznić w filmie. Trochę byłem zdziwiony, że taki stary wyga - polityk i prawnik tego nie przewidział, bo mi się to wszystko wydawało czytelne. Może to jest normą, że dziennikarki sypiają z politykami przy prawie każdym wywiadzie i zgubiła go rutyna - poczuł się za pewnie, stracił czujność. Obie strony pewnie na tym korzystają. Jednak "House of Cards" wiele pewnie nie odbiega od rzeczywistości świata politycznego.